Zdjęcia tu publikowane powstały po tragedii smoleńskiej głównie w Warszawie. Stanowią moją dokumentację tego co działo się w czasie kolejnych dni tuż po katastrofie, oraz w trakcie kolejnych miesięcznic.

wtorek, 10 kwietnia 2012

II ROCZNICA ZAMACHU W SMOLEŃSKU - WARSZAWA 10.04.2012









































Homilia ks. bp. Antoniego Pacyfika Dydycza, ordynariusza drohiczyńskiego, wygłoszona w drugą rocznicę katastrofy smoleńskiej w archikatedrze warszawskiej



Drodzy Bracia w kapłaństwie i w życiu konsekrowanym z Księdzem Prałatem, tutejszym proboszczem, na czele,
Szanowni i czcigodni Członkowie rodzin poległych pod Smoleńskiem z Panem Prezesem,
Szanowni Parlamentarzyści,
Przedstawiciele świata nauki, kultury, sztuki, świata gospodarczego i finansów,
Szanowni Związkowcy z "Solidarnością" w tle,
Druhny i Druhowie, Harcerki i Harcerze,
Dostojne Poczty Sztandarowe,
Droga Młodzieży, ucząca się i pracująca albo szukająca pracy poza granicami, Mieszkańcy wsi i miast,
Słuchacze i Oglądający Telewizję Trwam i Radio Maryja w Ojczyźnie i poza jej granicami,
Warszawianie i Goście,
dobiega końca drugi rok od straszliwej katastrofy, dla której nazwę trudno znaleźć. Niełatwo jest ją zakwalifikować do jakichkolwiek temu podobnych wydarzeń. Wyjątkowo ciężko przychodzi docieranie do prawdy o tym, co wtedy, w ów kwietniowy ranek, stało się na lotnisku pod Smoleńskiem. Ale człowiek ma naturalne prawo do pamięci i trzeba to brać pod uwagę.
Ksiądz kardynał Stanisław Ryłko podczas pielgrzymki młodzieży do Loreto podkreślił z mocą znaczenie pamięci. Odnosi się do wszelkich środowisk, środowisk ludzkich. Ta bowiem pamięć w konsekwencji powinna przemieniać się w wierność, która ma strzec przed utratą daru, a dalej winna stać się odpowiedzialnością, aby nie dopuścić do zmarnowania daru. Co więcej, powinna doprowadzić do podziwu duszy względem wielkości i bezinteresowności ofiarowanego i otrzymanego daru.


Tylko Polski żal
Tragedia pod Smoleńskiem jest wyjątkowym darem, ofiarowanym najpierw tym, którzy polegli pod Katyniem, następnie darem wyjątkowym dla całej Polski, ale też i dla każdej ludzkiej osoby. Darem jest sam motyw w pełni szlachetny, który wypływa z przekonań religijnych. Jest on mocno usytuowany w Piśmie Świętym: pamięć o zmarłych. Często i Stary Testament nawoływał do tego, aby pamiętać, a tryb rozkazujący: "pamiętaj" albo "pomnij", daje o sobie znać przy różnych okazjach. Zresztą ofiara Chrystusa złożona na Krzyżu, powtarzana w sposób bezkrwawy na ołtarzach, jest także pamiątką, staje się owocem pamięci. I dziwić może nas to, że są ludzie, którzy nie chcą tego prawa uznać, jakby boją się pamięci, ale na to nic nie poradzą. W ostatnich kilkunastu dniach liturgia przypominała nam różne wydarzenia. Najpierw zatrzymajmy się przy uroczystym wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy. Początek Wielkiego Tygodnia. Dziwne byłoby nie zwrócić uwagi na szczery entuzjazm, jaki towarzyszył temu wjazdowi, ale święty Łukasz pisze: "Niektórzy faryzeusze spośród tłumu mówili do Jezusa: "Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom". Odrzekł Pan Jezus: "Powiadam wam, jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą"". I gdybyśmy my umilkli, kamienie pod Smoleńskiem i w całej naszej Ojczyźnie z pewnością wołałyby wciąż o tym, co się stało dwa lata temu.
Pamięci nie uda się zadusić. Nie udało się to w odniesieniu do męczenników Katynia. Nie może się udać w odniesieniu do tych, którzy pielgrzymowali na miejsce zbrodni. I chociaż nie dotarli do grobów, to jednak swoim męczeństwem poniesionym w słusznej sprawie najpierw pokazali grozę tego, co się działo przed 70 laty, a następnie oddali życie swoje, pielgrzymując w poczuciu obowiązku, aby wstrząsnąć sumieniami całego świata. O tym świadczyły pierwsze dni żałoby. Tysiące, setki tysięcy zniczy i ten tygodnie trwający pogrzeb. O tym zapomnieć nie można! O tym zapominać nie wolno, gdyż jedna i druga krew została przelana za Ojczyznę, jedna i druga krew ma użyźniać glebę naszych serc i umysłów, ale pod warunkiem, że będziemy pamiętali, jak pamiętali o krwi przelanej przez swoich poprzedników żołnierze Polski Podziemnej, harcerze i harcerki, ale i wszyscy ludzie pielęgnujący leśne mogiły, stawiający na nich krzyże, kładący kwiaty. I dlatego może budzić w nas zaskoczenie, ale też słuszny niepokój, kiedy zaczęliśmy się dowiadywać, że na polskiej ziemi może zabraknąć miejsca dla uczczenia pamięci Prezydenta Rzeczypospolitej, Jego Małżonki, Ostatniego Prezydenta na Uchodźstwie i 93 pozostałych uczestników narodowej pielgrzymki. Ginie Prezydent Rzeczypospolitej, oddaje życie Ostatni Prezydent na Uchodźstwie, jak gdyby podkreślając, że to nie tylko ta, w obecnych granicach znajdująca się Polska, ale i cała emigracja, całe uchodźstwo, a więc i cała Polska, i wszyscy Polacy przeżywają tę straszliwą tragedię. Z tego to względu warto odwołać się do niewielkiego wiersza "Orlątko z prawdziwym karabinem": "U pierwszych stałem czat.../ O, nie płacz za swym synem/, Że za Ojczyznę padł!.../ Z krwawą na piersi plamą/. Odchodzę dumny w dal.../Tylko mi Ciebie, Mamo,/ Tylko mi Polski żal./ Tylko mi Ciebie, Mamo,/ Tylko mi Polski żal...". I chciałoby się zapytać, czy właśnie tam Pan Prezydent i cała delegacja nie powtarzają słów tego wiersza, czy nie jest im bardziej żal właśnie nas, którzy tu pozostaliśmy, bardziej żal Polski.


Wspólna droga jednoczy
Żal, i to wielki. Polska jawi się słaba. Na własnej ziemi czuje się bezdomna, a setki tysięcy, jak za czasów rozbiorów, wędrują za chlebem, tracą własną tożsamość, lekceważą kulturę wypracowywaną przez wieki. Gdzie się podziały te cnoty obywatelskie, do których przynajmniej mógł się odwoływać nasz kaznodzieja narodowy ks. Piotr Skarga? Obchodzimy przecież jego rok pamięci. "Potrzebna jest nam odwaga, potrzebna świadomość". Mówi o tym bohater Marii Rodziewiczówny w nawiązaniu do dębu Dewajtis. Tyle wieków on stał i wszystko przetrwał. Dziesiątki pokoleń go strzegło, broniło, aż Bóg za karę takich zesłał, co ni pamięci, ni ducha ojców w piersi nie mają. Najcięższy to dopust i próba. Co my warci bez pamięci, starej sławy i cnoty? - martwi się. Skąd my ją odbudujemy i otrzymamy? Co my warci bez pamięci, starej sławy i cnoty? A jednak jest nadzieja, jest perspektywa. Wypracowujemy ją, staramy się ukazać naszą pamięcią, także naszą modlitwą, naszymi zgromadzeniami. Wskazuje na tę perspektywę błogosławiony Jan Paweł II w "Myśląc Ojczyzna": "Ojczyzna, kiedy myślę, wówczas wyrażam siebie i zakorzeniam. Mówi mi o tym serce, jakby ukryta granica, która ze mnie przebiega ku innym. Wyrażam siebie i zakorzeniam". Jakie to głębokie, a następnie przepaja się nasze serce tym duchem, a to prowadzi nas, aby spotykać się z innymi, aby wspólnie się modlić, aby wspólnie zastanawiać się nad przyszłością Ojczyzny, aby nie lękać się kłopotów i zmagań, odważnie dyskutować, aby te dialogi służące naprawie Rzeczypospolitej przeniosły się do wszystkich domów i do wszystkich mieszkań, bo są potrzebne.
Okazuje się, że jest jakaś droga, a może dróżka na razie, która prowadzi od jednego do drugiego, która jakby paciorkami różańca ogarnia nas wszystkich i jednoczy. Oby skutecznie! Oby owocnie! Tak to widział Sługa Boży Prymas Tysiąclecia, gdy uczył: "Naród, który kończy jedno tysiąclecie, musi się wspierać na błogosławionych doświadczeniach dziejowych, czerpiąc z nich mądrość, siłę i program na przyszłość". Wiedział dobrze, dlaczego to mówi. Doświadczył przecież straszliwej wrogości w czasie świętowania Tysiąclecia Chrztu Państwa Polskiego. Jakie fale wrogości zalewały ówczesne media, tego nie da się opisać. Można je jednak w jakiejś części porównać do współczesnych tendencji, które jak zły duch boją się wody święconej, lękają się błogosławionych doświadczeń dziejowych, mądrości z nich płynącej, siły i jasnego programu na przyszłość. Lękają się innego patrzenia na świat. Posługują się różnymi metodami, dlatego ciągle ograniczają możliwości wolnej prasy, radia i telewizji, bo czymże można by tłumaczyć to nastawienie Krajowej Rady do spraw przyszłości Telewizji Trwam?
Prymasowska wizja współdziałania wszystkich zdrowych sił w państwie dla dobra Polski, Kościoła była mocno osadzona i oparta na solidnych przesłankach oraz motywacjach. Pisał o tym przed 11 laty dobrze znany współczesny polityk. Oto jego słowa. Nie wydaje się jednak, żeby Prymas traktował to zadanie jako funkcję zastępczą. Jako funkcję usprawiedliwioną tylko tym historycznym nieszczęściem, jakim były najpierw rozbiory, a potem komunizm. Wydaje się, że zdaniem kardynała Wyszyńskiego również w normalnych warunkach, czyli warunkach wolności, warunkach suwerenności państwowej, Kościół i religia powinny przenikać wszystkie sfery życia publicznego. Nasycenie kultury, gospodarki, polityki wartościami chrześcijańskimi to jest naturalna konsekwencja faktu, że każdy naród chrześcijański jest narodem ochrzczonym. Ta obecność pierwiastków religijnych jest zresztą konieczna nie tylko ze względu na ekonomię zbawienia, ale również z punktu widzenia doczesnego pochodzenia, gdyż żywotność religii jest warunkiem rozwoju wszystkich pozostałych dziedzin życia, dlatego też Prymas podkreślał, że wszelkie formy prześladowania Kościoła są równoznaczne z walką z Narodem. Ważne to stwierdzenie! Wszelka forma prześladowania Kościoła jest równoznaczna z walką z Narodem. Tak pisał przed 11 laty obecny minister sprawiedliwości. Miejmy nadzieję, że pamięta. Jakie za ową deklaracją pójdą czyny? Módlmy się, aby zgodne z nią.


Sprawiedliwość i nawrócenie
Zresztą sprawiedliwość jest czymś niepodzielnym, niezbędnym w życiu jednostek i społeczności. Benedykt XVI przypomina o tym, pisze: "Orędzie chrześcijańskie jest pozytywną odpowiedzią na ludzkie pragnienie sprawiedliwości". Jaka jest zatem sprawiedliwość Chrystusa? Jest to przede wszystkim sprawiedliwość pochodząca od łaski, według której to nie człowiek naprawia, uzdrawia siebie samego i innych. Nawrócić się do Chrystusa oznacza w gruncie rzeczy wyzbyć się złudzeń, wyzbyć się poczucia samowystarczalności, aby uświadomić sobie i zaakceptować własny brak, potrzebę Jego przebaczenia, a także przyjaźni. I w tym świetle jeszcze wyraźniej można dostrzegać sens modlitewnych zgromadzeń, które wciąż trwają po smoleńskiej tragedii. Widzimy bowiem niewystarczalność sprawiedliwości ludzkiej. Jest to rzecz ewidentna. Nadzieja kieruje nasze poszukiwania tejże sprawiedliwości ku Bogu i tak to ujmuje Papież: "gdyż tylko w Chrystusie człowiek może być usprawiedliwiony". Zrozumieli to dobrze słuchacze św. Piotra, jak to słyszeliśmy w pierwszym czytaniu z Dziejów Apostolskich. Książę Apostołów wzmocniony obecnością Ducha Świętego bez jakichkolwiek obaw mówił do zebranych o tym, że to oni ukrzyżowali Jezusa. Zgromadzeni Żydzi przejęli się tym bardzo. Spokorniali pytali: cóż więc mamy czynić? A św. Piotr odpowiada: "Nawróćcie się. Niech każdy z was ochrzci się. Ratujcie się spośród tego przewrotnego pokolenia".
Nasze modlitwy, nasze cierpliwe pielgrzymowanie do miejsc związanych z życiem i działalnością zwłaszcza Prezydenta Rzeczypospolitej jest niczym innym jak odwoływaniem się do Bożej sprawiedliwości, skoro ta ludzka jest niewydolna albo jeszcze gorzej, jest zwyczajnie zakłamana. Popatrzmy, co nas otacza, jakie głosy, jakie tendencje dają o sobie znać, ile jest rzeczy absurdalnych, przeciwnych ludzkiej naturze. Ileż tam różnego rodzaju kłamstwa. Nie wiem, czy w tym wypadku, w odniesieniu do tych okoliczności, tego wszystkiego nie trzeba by nazywać imperium kłamstwa. Pamięć jest potrzebna, aby podążać łatwiej ku prawdzie.


Kto postawił na Barabasza?
Przecież znajdujemy się w okresie liturgicznym, który ma swoje korzenie w męce Chrystusa, a swój największy owoc w Jego zmartwychwstaniu. W Wielki Piątek wsłuchiwaliśmy się w opis Męki Pańskiej podany przez św. Jana i co nas mogło i nawet powinno szczególnie zainteresować, to dialog Syna Bożego z Piłatem. A dotyczył on prawdy, do prawdy odwołuje się Pan Jezus, kiedy tłumaczy namiestnikowi: "Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha Mojego głosu". Zaskoczony był Piłat takim postawieniem sprawy. Ale najprawdopodobniej zniecierpliwiony tym wszystkim, już nie czekał na odpowiedź, tylko wyszedł do tłumów, aby im powiedzieć, że nie znajduje w Jezusie jakiekolwiek winy. Tłum już został odpowiednio przygotowany: domagał się śmierci. Wtedy Piłat, próbując jednak ratować Chrystusa, o którym był przekonany, że jest absolutnie niewinny, nawiązuje do miejscowych zwyczajów, według których na żądanie ludu mógł uwolnić przed Świętem Paschy jednego z uwięzionych. A był więziony pewien zbrodniarz skazany za mordy i rabunki imieniem Barabasz. Zapytał więc, bo już i dawniej były wybory, kogo ma wypuścić, i wtedy rzecz się stała nieprawdopodobna. Tłum postawił na Barabasza. W tym tłumie było wielu, którzy doświadczyli dobra ze strony Chrystusa, a jednak stało się inaczej, niż mogliśmy przypuszczać. Nie chcemy potępiać tamtych ludzi, zwłaszcza że my mamy za sobą doświadczenia wielu wieków. A jednak także potrafimy stawiać na Barabasza, to dzieje się również w naszej Ojczyźnie. Ileż to razy ludzie są gotowi tak postąpić? To dzieje się na naszych oczach - mamy kłopot z prawdą. Mają ten kłopot różne systemy społeczne.




Nienawiść na usprawiedliwienie
Fiodor Dostojewski (warto sięgnąć do sposobów myślenia ludzi tego wielkiego kraju) w "Biesach" opowiada o rozmowie dwóch przyjaciół. Rzecz dzieje się w knajpie. Nie brakowało tam alkoholu. Jeden z nich mówi z nienawiścią o swoim dawnym dobrym znajomym, ta nienawiść aż się przelewała w jego słowach, a nawet gestach. Wówczas rozmówca, chcąc wyrazić mu współczucie i zrozumienie, zauważa: "Ten twój znajomy musiał ci wyrządzić straszną krzywdę, jakieś potworne świństwo". I stała się dziwna rzecz. Narzekający zaprzecza, potem mówi: "To ja wyrządziłem mu najpierw straszne świństwo, to ja go skrzywdziłem". A potem zaczął nienawidzić.
Warto kochać tych, którzy nas nienawidzą, którzy nienawidzą Kościoła, którzy nienawidzą dziejów Polski, którzy nienawidzą pamięci, którzy nienawidzą tak wielu rzeczy. Dlaczego tak robią? Czyżby wcześniej postąpili niegodnie?
Straszliwie powikłana może być dusza człowieka. Kiedy jednak w ostatnich tygodniach dawały się słyszeć różne agresywne ataki, to pomyślałem sobie, że Dostojewski ma rację. Najpierw krzywdzono Kościół, niszczono tak wiele, rabowano. Najpierw atakowano Prezydenta, i to nie w obcych, ale w naszych i nie tylko prywatnych, ale publicznych mediach, a potem szuka się wymówek i kłamstw i nienawiść powraca. Takie zachowania i takie postawy nie mogą budować zdrowego społeczeństwa. Musimy szukać ratunku. Mamy czas paschalny, okres liturgiczny ukazujący Chrystusa Zmartwychwstałego, niosącego sprawiedliwość, prawdę, a zwłaszcza miłość. Po to bowiem Syn Boży przyszedł na ziemię, aby dopomóc nam, każdemu człowiekowi w uwalnianiu się od zbrodni, od nienawiści. Aby darzyć nas tymi wartościami duchowymi, dzięki którym nasze człowieczeństwo może stawać się coraz bardziej dojrzałe i wiarygodne.
Oto dzisiejsza scena z Ewangelii: święta Maria Magdalena ma kłopoty ze znalezieniem Ciała Jezusa, a potem z rozpoznaniem Jego Osoby. Ale wystarczy jeden moment: kiedy Pan Jezus zawołał ją po imieniu, rzekł: "Mario". Wówczas natychmiast Go rozpoznała. To zachęta, abyśmy się tak zbliżali do Chrystusa, abyśmy pozwalali Chrystusowi, aby nas przywoływał po imieniu. Bądźmy więc zawsze bliscy Jego Osobie, wtedy łatwiej będzie nam budować cywilizację, cywilizację miłości, cywilizację życia, cywilizację rozwoju. Nasze modlitwy przyniosą owoce, a sprawiedliwość da o sobie znać. Nadejdzie czas pełnego poszanowania poległych i ujawnienia prawdy, co się stało przed dwoma laty na smoleńskiej ziemi. Módlmy się, aby tak się stało w miarę szybko. Wtedy być może spełni się modlitwa bohatera wojny z bolszewikami, który w wieku 23 lat umiera, pozostawiając jednak krótki, poetycki testament pełen nadziei: "Na tę ziemię ukochaną, na tę naszą, naszą ziemię, przyjdzie nowych ludzi plemię, takich jeszcze nie widziano". Obyśmy to byli my! Oby to przyszło jak najszybciej.
Amen.